Recenzja serialu

Mare z Easttown (2021)
Craig Zobel
Kate Winslet
Guy Pearce

Nasze zbrodnie i nasze traumy

Autorzy dostarczają nam jednocześnie soczysty kryminał, wnikliwe studium kobiecej psychiki i zniuansowany portret lokalnej zbiorowości.
Nasze zbrodnie i nasze traumy
"Wielkość jest przereklamowana" ‒ mówi detektyw Mare Sheehan do swojego policyjnego partnera Colina Zabela. Realia niepozornego Easttown, w którym tytułowa bohaterka pracuje, zdają się utwierdzać ją w tym przekonaniu. Miasto nie ma w sobie niczego imponującego i nie wyróżnia się na tle setek innych miejscowości w Stanach Zjednoczonych. Wszystkie ulice, domy i sklepy wyglądają tak samo, a największą dumą wciąż napawa mieszkańców sukces lokalnej drużyny koszykarskiej sprzed lat. Sfilmowane w zgaszonych, monochromatycznych barwach i zimowo-jesiennej aurze miejsce nie wydaje się specjalnie gościnnym i fascynującym przystankiem. Twórcy serialu "Mare z Easttown" postanawiają jednak jeszcze raz opowiedzieć historię o małomiasteczkowej zbrodni, by na pierwszym planie postawić ludzką niedoskonałość, kruchość i przeciętność oraz skutecznie zdetronizować narracje o heroicznym poświęceniu jednostek i totalnej degrengoladzie prowincjonalnej społeczności, skrywającej za idealną fasadą niewyobrażalne Zło.  Autorzy znakomicie na tym wychodzą, dostarczając nam jednocześnie soczysty kryminał, wnikliwe studium kobiecej psychiki i zniuansowany portret lokalnej zbiorowości.

W podzielonym na 7 odcinków serialu podążamy tropem protagonistki, która prowadzi dochodzenie w sprawie zabójstwa 17-letniej Erin McMenamin. Znalezienie nagiego, zakrwawionego ciała dziewczyny wywołuje kolejny wstrząs w życiu mieszkańców Easttown, którzy jeszcze nie otrząsnęli się po niedawnym uprowadzeniu Katie Bailey. Ambitna Mare czuje się podwójnie zobowiązana, by rozwiązać zagadki, ponieważ matka zaginionej zarzuca miejscowej policji bierność, a porażka w ustaleniu sprawcy drugiego przestępstwa nie wróży dla niej i jej kolegów niczego dobrego. Na dodatek bohaterka próbuje ułożyć swój świat na nowo: dogadać się z matką, nastoletnią córką i byłym mężem, który mieszka tuż obok, a także zaopiekować się wnukiem i złapać równowagę między sferą prywatną i zawodową. Choć realizacja części z powyższych zadań brzmi łatwo, w szarej codzienności Easttown pozornie banalne sprawy przeradzają się w prawdziwe wyzwania.


Na podstawowym poziomie dzieło jest więc pełnoprawnym kryminałem, w którym zarówno zdeterminowana pani detektyw, jak i analizujący każdą, najmniejszą poszlakę widz szukają odpowiedzi na pytanie: kto zabił? Twórcy, na czele z reżyserem Craigem Zobelem, odrobili na szczęście lekcję i nie powielają zużytych, rozpoznawalnych na kilometr klisz, wielokrotnie zabijających przyjemność z oglądania filmowych czy serialowych śledztw. Udaje im się sukcesywnie mylić tropy, czego dowodem są dwie, spektakularne przewrotki narracyjne w finale, i nie wpaść w pułapkę podsuwania zbyt oczywistych motywacji postaci (takich jak wpływ patologicznego środowiska albo złych wzorców wyniesionych z domu itd.). Działania samej Mare, która z początku wydaje się idealnym materiałem na silną, pozbawioną wad heroinę, także budzą pewne wątpliwości: czy bohaterka chce wypełnić obywatelskie i zawodowe obowiązki, a może jednak naprawić dawne błędy i za wszelką cenę potwierdzić swą wartość w oczach społeczności, znającej ją od lat? Stosowane przez nią, dyskusyjne metody (np. w scenie aresztowania i przesłuchania Brianny) oraz jej gwałtowne emocjonalne reakcje sprawiają, że zamiast krystalicznie czystego portretu kobiety otrzymujemy jego poszarpaną, pełną zabrudzeń i  plam wersję. Właśnie dlatego moralna ocena postępowania Mare – szczególnie jej najbardziej wiążących decyzji – staje się szalenie trudna, ale, paradoksalnie, umożliwia to łatwiejszą identyfikację z protagonistką. Przypomina ona bowiem nie niezniszczalną, większą niż życie postać, tylko dźwigającą ciężkie brzemię policjantkę z sąsiedztwa.

Z podobnym wyczuciem i skrupulatnością autorzy odmalowują zbiorowość miasteczka, naznaczoną piętnem śmierci i wewnętrznymi konfliktami, które toczą całe rodziny, grupki przyjaciół czy lokalną parafię odkrywającą sekret nowego diakona. Niby znamy te obrazki z rozbitymi, walczącymi o godny byt familiami, napięciem kumulującym się między dawnymi znajomymi ze szkoły oraz gęstniejącą atmosferą wzajemnych podejrzeń i oskarżeń po ujawnieniu zbrodni. Serial w oparciu o pierwszorzędny scenariusz rozbija jednak stereotypy i proponuje wielowymiarową wizję świata, w którym podział na dobrych i złych nie istnieje, każdy ma swoją, pełną zakrętów historię życiową, a personalne spory nie wybuchają po to, by zasypać fabularne luki. Dobrze odzwierciedla to wątek narkomanki Carrie walczącej o odzyskanie opieki nad synem Drew, dotychczas wychowywanym przez Mare. Choć główna bohaterka pała niechęcią do dziewczyny, serial nie demonizuje wizerunku osoby uzależnionej i dostrzega jej szczere starania o powrót do normalności i odbudowanie relacji z dzieckiem. Podobnie rzecz ma się z ojcem zamordowanej Erin – w gorzej zrealizowanym serialu stałby się szybko antagonistą i źródłem wszystkich nieszczęść nastolatki, tu zaś jawi się najpierw jako zapracowany mężczyzna, któremu nie starcza czasu na rozmowę z córką, a potem ktoś kompletnie załamany zaistniałą tragedią. 


Nieoczekiwanie najważniejsze miejsce zajmuje w "Mare z Easttown" temat nieprzepracowanej żałoby i traumatycznych doświadczeń rozsadzających od środka mikrokosmos bohaterów. W przypadku Mare i jej najbliższych chodzi o samobójczą śmierć syna policjantki, Kevina. Zazwyczaj biorąca sprawy w swoje ręce kobieta nie potrafi uporać się z demonami przeszłości, nawiedzającymi ją we wspomnieniach i  kładącymi się cieniem na relacjach z krewnymi. Choć protagonistka każdego dnia mierzy się z kryminalnymi sprawami, które wymagają psychicznej odporności, na dalszy plan odsuwa leczenie własnych, coraz bardziej bolesnych ran. Twórcy doskonale wygrywają kontrast między powierzchowną stabilnością i niezłomnością postaci oraz drobnymi, wewnętrznymi pęknięciami, zdradzającymi jej delikatność. Najlepiej obrazują to sceny wizyt Mare u psychoterapeutki, stopniowo odsłaniające skomplikowaną naturę tej "kobiety ze stali". Jednostkową perspektywę dopełnia szersza panorama wspólnotowego doświadczania kolejnych tragedii w Easttown. W miasteczku wszyscy się znają, wszyscy więc uczestniczą w pogrzebach ofiar i stykają się z cierpieniem przyjaciół, sąsiadów, bliskich. Religijne ceremonie i późniejsze stypy mają pomóc w oczyszczeniu się z negatywnych emocji, ale przejawów bezsensownego zła popełnianego przez kogoś, kogo codziennie mija się na ulicy, nie da się łatwo zrozumieć i zapomnieć. Członkowie zbiorowości śnią te samy koszmary, których nie przegoni żaden wybawca z zewnątrz, a przywrócenie harmonii nie dokona się tu na drodze nagłego, rządzonego logiką stabilizacji nastrojów u widowni, rozwiązania problemów. Serial przekonuje, że uporanie się z widmem śmierci i świadomością czającego się w każdym z nas mroku to długi, żmudny proces, stając tym samym w kontrze do upraszczających, pokrzepiających narracji zwieńczonych sztucznym happy endem.


Na końcu nie sposób nie wspomnieć o świetnie dobranej obsadzie składającej się  z kilku znanych twarzy wspieranych przez zastęp zdolnych aktorów drugoplanowych, ożywiających wątki poboczne. Gwiazdą pierwszej wielkości okazuje się tu oczywiście Kate Winslet, która współpracowała już z HBO przy miniserialu "Mildred Pierce". Mare w jej interpretacji jest na przemian oschła i czuła, porywcza i zrównoważona, seksowna i odpychająca. W jednej chwili myślimy, że poszlibyśmy za nią w ogień, a zaraz potem dziwimy się kontrowersyjnym wyborom protagonistki. Kamera bacznie przygląda się twarzy brytyjskiej aktorki i na bliskich planach wyłapuje pozornie nieznaczące gesty i spojrzenia, które dowodzą jej artystycznego kunsztu i pozwalają pogłębić jeszcze rysunek psychologiczny postaci. Nader przekonująco wypadają iskrzące od skrajnych emocji i wypełnione zabawnymi dialogami sceny z udziałem Winslet i niezawodnej Jean Smart, odgrywającej matkę Mare. Ważny epizod zalicza też Guy Pearce jako przystojny pisarz, wkraczający w życie rozwiedzionej pani detektyw. "Mare z Easttown" spełni zatem zarówno oczekiwania fanów Kate Winslet, której ostatnie projekty budziły powszechne rozczarowanie, miłośników pełnokrwistych kryminałów spod znaku małomiasteczkowych zbrodni, jak i zwolenników wrażliwego kina psychologicznego, diagnozującego stan ludzkiej duszy. Tak oto, serial HBO powoli dołącza do grona najlepszych tegorocznych propozycji. 
1 10
Moja ocena serialu:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones